Łącznie kilkaset metrów granicy. Mając ogród w czterech kawałkach dużo uwagi poświęcam tym wymagającym, zewnętrznym obwódkom, jakimi są płoty wyznaczające obszar moich zmagań, oddzielające nas od odrębnych, sąsiedzkich światów. Lubię, gdy w takich miejscach wzrok zatrzymuje się na bambusach.
Wokół domu teren kończy się tuż, tuż. Ledwie kilka, kilkanaście metrów i już płot. A za nim bloki, droga, sklepy, kawałek pola. Gęsta zabudowa oddzielająca od stawów, od parku, od pól: nic na czym chciałoby się na dłużej zawiesić wzrok. Na szczęście z okien na wyższych kondygnacjach widać już więcej otwartej przestrzeni: pola, łąki i las. Choć mieszkam na wsi ogród ten traktuję i staram się prowadzić jak ogród miejski. Przy części ogrodzenia posadziłem bambusy drzewiaste z rodzaju phyllostachys i zamknąłem nimi ogrodowe komnaty, niezależne od siebie części ogrodu. Było to możliwe tylko dzięki temu, że betonowy fundament pod metalowym płotem sięga głęboko, 50 – 60 cm pod ziemię, stanowiąc barierę dla rozrastających się kłączy. Od strony ogrodu bambusy nie są fizycznie powstrzymywane, ograniczam ich rozwój usuwając nadmiar bambusowych tyczek i kłączy, co na razie jest skuteczne, ale wymaga pilnowania, by nie wyrosły na środku trawnika. Mimo niewielkiej powierzchni dostępnego terenu bambusy mają do swojej dyspozycji około 2 metrowej szerokości pas.
Po drugiej stronie asfaltowej drogi znajduje się ponad sto ogródków działkowych, z których dwa należą do mnie i choć sąsiadują ze sobą to rozdziela je poprzeczna droga, a południowa ich strona również graniczy z polną drogą dojazdową. Na granicy rosną żywopłoty zastane po poprzednich właścicielach: z jaśminowca, forsycji i ligustru. Granice wewnętrzne obsadziłem z kolei wysokimi trawami ozdobnymi, głównie miskantem olbrzymim oraz różnymi miskantami chińskimi. Wszędzie widzę zielone ściany i czasami mam wrażenie, że moje ogrodnictwo w dużej części jest odbijaniem się od jednego płotu do drugiego.
Wreszcie ogród czwarty, który na tym blogu będę nazywał Starym Sadem, położony w środku miasta: spory kawałek, dwa tysiące metrów kwadratowych, ogrodzony przez poprzedników solidną stalową siatką, a przez sąsiadów betonowym płotem. Tutaj mam wreszcie wystarczająco miejsca, by nie musieć walczyć o każdy metr, nie zakrywać wszystkiego. Rośnie tu wiele starych drzew owocowych, ogród do złudzenia przypomina mi ten, w którym się wychowałem, a który już nie istnieje: sad, trawa, krzewy. To ogród w mieście, ale mający cechy ogrodu wiejskiego. Wszystko na opak.
Moje ogrody to miejsca przeze mnie zastane, o przeznaczeniu i układzie ustalonym wiele lat wcześniej przez inne osoby. Nigdy nie miałem do czynienia z całkowicie pustą przestrzenią, której zagospodarowanie byłoby zupełnie nowym pomysłem, rysunkiem na czystej kartce. Zawsze jest już jakaś betonowa ścieżka pośrodku, duże drzewo, budynki, ogólna struktura.
Jeszcze rok temu narzekałem na niewystarczającą powierzchnię ogrodu, odczuwałem głód ziemi, brak miejsca na nowe nasadzenia, ale nagle pojawiła się możliwość zajęcia się rodzinnym, wspomnianym powyżej Starym Sadem i od tej pory nowych terenów już nie potrzebuję.
Mam więc na punkcie granic ogrodu pewną obsesję i wiem, czego w tych miejscach oczekuję. Dążę do bujności, braku przejrzystości, zakrycia elementów nieestetycznych, ale również i do pozostawienia widoku na zapożyczoną zieleń lub niektóre budynki w sąsiedztwie. Jednocześnie chciałbym, aby żywopłot składał się z ciekawych roślin, nie był monotonną liną kilkudziesięciu roślin o takim samym wyglądzie i wysokości.
Bambusy drzewiaste wymagają podziemnej bariery, która nie pozwoli im przejść do sąsiada i bez niej nie można ich sadzić w pobliżu płotu. Jej koszt na ogół stanowi większą część budżetu potrzebnego na takie nasadzenie. Poza tym trzeba pamiętać, że pod ciężarem deszczu lub śniegu wysokie tyczki mogą przewieszać się, a nawet całkowicie wykładać na ziemię. Kilkukrotnie zdarzyło mi się podnosić takie opadnięte, mokre bambusy. Te na filmiku poniżej nie zdążyły na szczęście przymarznąć do podłoża.
Przystępując do sadzenia bambusów w Starym Sadzie duże gatunki drzewiaste umieściłem pośrodku ogrodu, a na zewnętrzne krawędzie dałem te, które znacznie lepiej do tego pasują, czyli trochę niedoceniane bambusy kępowe.
Mam ich kilkanaście krzaków, najstarsze mają 10 lat, niektóre są już dobrze rozrośnięte. Wiem, czego się po nich spodziewać, jak zachowują się, wyglądają po zimie lub w czasie upałów. Kiedyś myślałem nawet o zrobieniu z nich zewnętrznego żywopłotu na ogródkach działkowych, ale doszedłem do wniosku, że na małej powierzchni trudno będzie uzyskać jednolitą ścianę zieleni (cięcia bambusów w kostkę nie uznaję), a w przeciwieństwie do krzewów typu ligustr podstawa kępy bambusa powoli, ale stale rozrasta się na boki, zajmując coraz to więcej miejsca. Na działkach umieściłem je więc oddzielnie, w połączeniu z bylinami i trawami.
Bambusowe żywopłoty w „nowym” Starym Sadzie mają swoim wyglądem przypominać raczej szerokie pasy śródpolnych zarośli, niż rzędy żywotników sadzonych co pół metra tuż przy samym płocie. Żywopłot, który zaraz pokażę jako przykład nie był jedynym posadzonym przeze mnie tej wiosny. Wyróżniał się tym, że w całości został przygotowany z kępowego bambusa Fargesia scabrida ‚Asian Wonder’, a dostępne miejsce nie było pod żadnym względem ograniczone.
Zobaczymy jak to wyglądało w praktyce. Czas na konkrety.
Ostatnie metry bambusy pokonały metry na wiekowej taczce.
Wcześniej podróżowały przez Polskę w przesyłce nadanej przez Oaza-Palmy. Kilkanaście sadzonek (w większości w doniczkach 5 litrowych, kilka w 2 litrowych) dotarło szybko i w dobrym stanie. Jak widać początkowa masa liściowa materiału nasadzeniowego jest niewielka, całość mieści się w kartonowym pudle.
Zadanie specjalne dla bambusa: zakryć ten betonowy płot w ciągu 3 – 4 lat. Na dole ma być gęsto i zielono, na górze bardziej przejrzyście, aby całkowicie nie odgradzać i nie zamykać przestrzeni.
Nie mam zdjęć z samej czynności sadzenia: polegała na wykopaniu dołków i umieszczeniu w nich kilkunastu roślin w miarę równej linii. Odległość od płotu wynosi około 2 metry, a rozstaw między krzaczkami około 1,5 metra. Zamiast rozciągać kłopotliwe sznurki użyłem jednego kija, który wyznaczał mi odległość od betonowych przęseł, a rozstaw mierzyłem tym co miałem pod ręką, czyli szpadlem, stopniowo przesuwając się od jednego końca do drugiego.
Jak widać po kwitnącej forsycji była to wiosna, a po wykoszeniu trawy powstały całkiem estetyczne pasy zrębków drewna i trawy. Przyszły żywopłot jest już na miejscu. Teraz trzeba poruszyć wyobraźnię i zobaczyć w tym miejscu zielony, bambusowy szpaler.
Zakładam, że po 3 – 5 kolejnych sezonach między żywopłotem i betonopłotem pozostanie niecały metr wolnej przestrzeni (na wysokości głowy człowieka, gdyż w tym czasie bambus nie zdoła tak bardzo rozrosnąć się przy samej ziemi). Do tego czasu, zamiast ciągle kosić tam trawę, zamierzam uprawiać pod płotem byliny i zioła, czyli perowskię, kocimiętkę, oregano, miętę, szałwię, itp.
Minęło kilka tygodni. W czerwcu było jeszcze sporo zielonej trawy, a spod wysypanych zrębków zaczęły wyrastać różne rośliny, głównie kurdybanek, mniszek, orliki oraz wszechobecny i trudny do usunięcia żywokost.
Później zrobiło się cieplej i sucho. Można powiedzieć, że brak opadów pomógł nieco w kontrolowaniu zadomowionych tu już roślin. Skoszonej trawy było niewiele, wysypywałem ją pod bambusy.
Pojedynczy krzaczek bambusa to niewielka roślina, typowa sadzonka dla cierpliwych ogrodników. Dotychczas rosła samodzielnie w doniczce, pojona i nawożona, aż nagle trafiła na pełne słońce, w twardą ziemię, gdzie od razu chciały w nią wrastać inne rośliny. Gruba ściółka ze zrębków pozwoliła na utrzymywanie wilgoci, gdyż bambusy były tu podlewane jedynie raz w tygodniu, a pod koniec lata czasami co dwa tygodnie. Stopniowo mają usamodzielnić się i w kolejnych latach będą podlewane jedynie w gorące miesiące bez opadów.
Spojrzenie w drugą stronę. Jak widać jest co zakrywać. Na końcu posadziłem kilka żywotników zachodnich ‚Smaragd’, które w ilości kilkudziesięciu sztuk rosną u obu sąsiadów. Myślę, że takie nawiązanie do istniejących nasadzeń jest właściwe i pozwoli na uzyskanie spójnego wyglądu tego kąta ogrodu dla wszystkich patrzących, również z drugiej strony betonowego płotu. Budleje dałem tuż pod płotem i wiem, że wielu w ten właśnie sposób chciałoby posadzić bambusy, aby szybko zakryć płot, a prze wszystkim „stracić” jak najmniej cennego miejsca.
Rozwiązaniem pośrednim byłoby użycie bambusa Fargesia nitida ‚Jiuzhaigou 1’ i posadzenie go pośrodku tego wolnego pasa trawnika, czyli na znacznie mniejszym obszarze. Jest to bambus o bardziej wyprostowanym pokroju, tworzy zwartą ścianę i wolniej rozrasta się wszerz, ale latem, na słońcu, szybko zwija liście. Tutaj potrzebowałem bambusa odpornego na ostre słońce. Pas różnych odmian Fargesia nitida posadziłem zresztą w innym miejscu, nieco bardziej zacienionym, również 2 metry od płotu.
Koniec sierpnia 2019 r. Perowskia i kocimiętka są już posadzone, chwasty usunięte, ściółka rozgarnięta. Teraz trzeba dbać, by nie pojawiło się tu zbyt wiele chwastów mających ochotę skorzystać z rzadkiego, ale regularnego podlewania bambusów. Rośliny między betonowym płotem i bambusami mają radzić sobie bez dodatkowych porcji wody. Same bambusy również mają być „bezobsługowe” (ligustr trzeba ciąć 2 razy w roku, miskanty wycinać na wiosnę, odsłaniając widok i czekać do lipca, aż odrosną).
W przyszłości ma pozostać tyle wolnego miejsca, aby można było swobodnie przejść przy płocie i wykonać zabiegi pielęgnacyjne (podlewanie, usuwanie starych pędów). Fargesia scabrida jest bardzo podobna w swoim zachowaniu do posiadanego przeze mnie bambusa fargesia rufa (nie będę tu wnikał w zamieszanie z nazewnictwem), czyli jak na bambusa kępowego dynamicznie rozrasta się na szerokość (kępy rufy mają u mnie 3 metry średnicy i 2 m wysokości), za to nie zwija liści na słońcu latem ani zimą. Nie wiem jaką osiągnie wysokość, ale zadowoliłoby mnie już 2,5 metra, a spodziewać się mogę 3 m, a za wiele lat może i nawet 4 metrów. Z tych niewielkich sadzonek w ciągu 10 lat (robiąc takie nasadzenia trzeba myśleć długoterminowo) powstanie szeroki, zimotrwały i zimozielony pas żywej zieleni. Do tego czasu zioła będą przyciągać ludzi i owady, a gdy i one rozrosną się przesadzę je w inne miejsce.
Odległość od płotu i rozstaw roślin nie są tu przypadkowe, nieprzemyślane lub na wyrost. Na początku, zwłaszcza, gdy zakładamy ogród od zera, wprowadzamy się do nowego domu, a przez drucianą siatkę jesteśmy zmuszeni obserwować życie sąsiada, chcemy szybkiego, prawie natychmiastowego efektu. Bambusy wymagają miejsca i cierpliwości. Poza tym w wielu miejscach Polski klimat jest dla nich zbyt surowy: zimą zbyt mroźny (na szczęście fargesie szybko wypuszczają nowe liście), latem zbyt gorący. Fargesie to rośliny wilgotnych zboczy górskich, gdzie ekstrema pogodowe nie zagrażają ich istnieniu. W wielu przypadkach pewniejszym rozwiązaniem będzie użycie wąskich roślin iglastych, które są tanie i szybko rosną. Jeden bambusowy krzaczek kosztuje około 50 złotych.
Czy te małe bambusy naprawdę potrzebują tyle miejsca? Już służę przekonującym przykładem. W 2011 r., w markecie budowlanym, kupiłem jeden krzaczek bambusa Fargesia nitida „Great Wall”. Doniczka 5 litrów, kilkanaście cienkich pędów, 80 cm wysokości. W pierwszych latach przesadziłem go dwukrotnie, ale w końcu trafił na docelowe miejsce, czyli oczywiście pod płot, gdzie posadziłem go nieco ponad 1 metr od ogrodzenia (licząc od środka kępki). Po kilku latach wyrósł z tego bambusa wspaniały soliter, wcześniejsze pędy o grubości wkładu do długopisu zostały przerośnięte przez nowe tyczki szersze od ołówka. W 2018 r. prześwietliłem całą kępę usuwając najstarsze, cienkie pędy, z których większość, mimo wieku, miała jeszcze liście. To ta sterta na pierwszym planie. Po lewej widać kępę rosnącą przy płocie. Odległość od płotu jest mniejsza od szerokości samej kępy.
Na kolejnym zdjęciu widać oczyszczoną kępę w całej okazałości. Korona liści jest cztery razy szersza od podstawy. Taki bambus wymaga miejsca, a przecież będzie stopniowo rozrastał się w każdym kierunku. Nowe tyczki rosną pionowo, wysoko w górę, ale potem wyrastają im liście, pojawia się wiatr, śnieg, nieco przesuwają się na bok, wyginają i już nigdy nie wracają do pionu. Widoczny po lewej drewniany panel ma 2 metry wysokości, a rosnące w tle jałowce sąsiad co roku przycina piłą stojąc na wysokiej drabinie.
I z taką obfitością, gęstością należy liczyć się gęsto sadząc bambusy kępowe.
23 maja 2020 r. – aktualizacja
Bambus w żywopłocie bez problemów przeżył zimę, a na przełomie kwietnia i maja wypuścił wiele nowych pędów. Liście wyrosną później, ale już widać, że żywopłot nabrał wysokości (ok. 1,40 m). Pełen efekt ujawni się, gdy liście wypełnią przestrzeń między „tyczkami”.
Kocimiętka, lebiodka, melisa i mięta szybko wypełniają przestrzeń między bambusami i płotem.
Wyraźny przyrost na wysokość i co najmniej podwojona liczba pędów.
Za kilka tygodni żywopłot napuszy się dzięki nowym liściom.
Aktualizacja
Późne lato i jesień 2020 r.


O dalszych losach bambusowego tego żywopłotu będę informował na blogu.
Bardzo interesujący i niezwykle pożyteczny wpis. Czytałem z zapartym tchem 🙂 Pozdrowienia!
PolubieniePolubienie
Dziękuję Andrzeju. W końcu to rośliny zimozielone…
PolubieniePolubienie
Powiem Ci Andres, lubie te Twoje narracje.
PolubieniePolubienie
Dziękuję Superstarze. Cieszy mnie to. W przypadku egzotów chyba łatwiej przemówić obrazem, niż słowem, ale staram się, by nie było tu tylko suchych faktów.
PolubieniePolubienie
Jak zawsze bardzo przyjemnie się czytało. W sam raz przymierzam się do tworzenia bambusowego żywopłotu na wiosnę.
PolubieniePolubienie
Dziękuję. Przyjemne z pożytecznym.
PolubieniePolubienie