Okazała się dla mnie wyspą totalną. Teneryfa – wyspa, na której znalazłem prawie wszystko, co miałbym nadzieję zobaczyć na oceanicznych wyspach nieopodal Afryki.
E-book ‘Jak z powodzeniem uprawiać plamy w Polsce – mrozoodporne palmy w ogrodzie i na tarasie’
Turyści szukający słonecznego nieba i ciepła masowo wybierają wielkie kurorty na południu wyspy. Kto zainteresowany jest tutejszą bujną zielenią, ten zdecydowanie powinien wybrać się na północną część Teneryfy. Jest tam znacznie więcej wilgoci napływającej znad oceanu, a palmy występują w dużej liczbie i we wszelkich postaciach. Na 15 dni zamieszkaliśmy w Puerto de la Cruz.
Teneryfa jest zbitką pozostałości po kilku wulkanach, które wybuchały w mniej lub bardziej odległych czasach, a szczyt najwyższego Teide góruje nad całą wyspą przypominając nieco Fuji lub Kilimandżaro. Znajdziemy tam kilka stref klimatycznych i w ciągu kilku godzin możemy nie tyle objechać całą wyspę, co przenieść się z wilgotnej wiosny do upalnego lata, zmarznąć na pustynnym płaskowyżu, wygrzać się na plaży, zjechać poniżej lub powyżej poziomu chmur, usiąść w lesie lub na zastygłej lawie. Doświadczyliśmy tego niejednokrotnie, a ciepłe ubrania przydawały się wielokrotnie równie często jak zabezpieczenia przed silnym słońcem i wiatrem.
Będąc na Wyspach Kanaryjskich jesteśmy ponad 5 godzin lotu z Polski, około 300 kilometrów od Afryki, na tej samej szerokości geograficznej co Floryda, bliżej równika niż Kair, niedaleko Zwrotnika Raka. Jednocześnie jest to Hiszpania, terytorium Unii Europejskiej, co pozwala korzystać z wszelkich znanych nam udogodnień jak podróż bez paszportu, roaming sieci telefonicznych, płatności w euro…
Na Teneryfie spełniłem kilka podróżniczych marzeń: widziałem dziko rosnące palmy, chodziłem po skalistej pustyni, patrzyłem na fale oceanu trzaskające o skały i wysokie klify, poczułem słońce świecące na mnie (prawie) prosto z góry i dotknąłem wulkanicznego piasku. Wszystko to pasjonujące, jak każdy pierwszy raz wbijające się głęboko w pamięć.
Mając przed sobą kilkanaście dni palmy poznawałem stopniowo, a napięcie rosło: najpierw widok z tarasu na palmy w okolicy i w ogrodzie wokół hotelu, który wyszukała moja żona Ania. Potem strome wybrzeże porośnięte daktylowcami kanaryjskimi w Rambla del Castro, stary Ogród Botaniczny w Orotavie w bliskim sąsiedztwie hotelu, zaskakująco bogaty park palmowy „Palmetum” w Santa Cruz de Tenerife i szeroko znana wioska Masca, gdzie również dominowały daktylowce. Do tego wszechobecne palmy w ogrodach, na skwerkach, parkach, obrzeżach dróg, w takiej ilości, że nie sposób je zliczyć, każdą obejrzeć, przystanąć i popatrzeć. Plantacje bananów, draceny, juki, fikusy, filodendrony. Wszystko co u nas rośnie w palmiarniach lub znamy jako rośliny pokojowe.
W czasie pobytu na Teneryfie przejechaliśmy samochodem tysiąc kilometrów po krętych drogach, dotarliśmy w ciekawe miejsca, skosztowaliśmy lokalnych potraw i zgromadziliśmy wspomnienia. Dalsze wpisy na blogu dotyczyć będą jednak palm, a w szczególności celu tej całej wyprawy: daktylowca kanaryjskiego (phoenix canariensis).
Jeżeli byliście na Teneryfie lub innych Wyspach Kanaryjskich napiszcie o swoich wrażeniach w komentarzu.
Widok z tarasu – w oddali ocean. Towarzyszył nam codziennie.
Widok w drugą stronę, tym razem z tarasu na dachu. W tle szczyt El Teide
Nawet cień rzucany przez palmę bywa tutaj okazały
Ten gołąb w południe też wybrał cień pod palmą
Najsłynniejsza dracena draco na świecie